czwartek, 30 czerwca 2016

Sport jest doskonałym dostarczaczem wzruszeń i emocji. Np. tak mecz o wejście do półfinału Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej może być niezłym wyciskaczem łez. Ja płakałam. I to zanim przegraliśmy.

Oczy miałam mokre już przy pierwszych dźwiękach Mazurka. Kiedy piłkarze zaczęli śpiewać hymn, próbowałam śpiewać z nimi. Głos z trudem przedostawał się przez ściśnięte gardło.
Poryczałam się na dobre, gdy stanęli przed sobą kapitanowie obu drużyn. Jak równy z równym. Duma. W końcu duma i pewność,  że zagramy, że zawalczymy, że mamy szansę.

A potem już tylko gorzej. Bo jak nie płakać, kiedy w drugiej minucie…

Gooooooolllllll! Goooooooooooooooooolllllllllllllllllllllllllllllllll! Zanim jeszcze na dobre mecz się rozpoczął, już mieliśmy przewagę. Jednak potrafimy, możemy. I tłumy na szalejące na trybunach, i krzyki za oknem, i trąbki ze strefy kibica. Radość, wszechobecna radość, której nie sposób nie dać się ponieść.

Wyrównanie i wielki podziw, bo nasza reprezentacja nie traci hartu ducha, a kibice krzyczą „Polska gola”.

Dogrywka. Zmęczenie. Patrzę na naszych piłkarzy i widzę, ile z siebie dają. Jak słabną, tracą siły, ale walczą.

Karne. Presja. I szczęście, albo jego brak.
Zabrakło nam szczęścia.  Czy tylko?  Nie wiem, nie znam się na piłce.

Nie muszę się na niej znać, żeby przeżywać mecz, żeby cieszyć się z tego wielkiego, piłkarskiego święta. Żeby śmiać się i płakać na zmianę. Żeby czuć dumę.  Żeby się wzruszać, żeby mieć mokre oczy. Żeby czuć tę niezwykłą solidarność; jedność z tymi wszystkimi, dla których ten mecz nie był obojętny.

Nie czuję żalu, że nie będziemy w półfinale. Przegraliśmy w pięknym stylu. I trudno nawet zaśpiewać „Polacy nic się nie stało”. Bo stało się, w końcu zagraliśmy w ćwierćfinale Euro!

Chłopaki, dziękuję, dobra robota. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz